Na Open'er Festival pojechałem w tym roku po raz pierwszy. Wybierałem się już wiele razy, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. Czerwiec to na uniwersytecie trudny okres - sesja, obrony prac magisterskich. Ciężko się wybrać, nawet jeśli to jedyna okazja, by posłuchać na żywo reaktywowanego Blura. W tym roku w końcu się udało i ja dziecko Jarocina'84 dotarłem na modelową scenę reprezentacyjną polskiej klasy średniej początków XXI wieku - pisze Dariusz Kosiński.
Festiwale muzyczne to dla każdego, kto interesuje się przedstawieniami zbiorowymi i indywidualnymi prawdziwa dżungla, nalot dywanowy, nieustająca inwazja rzeczy do zapamiętania i przemyślenia. Nawet pojedynczej edycji nie da się objąć jednym spojrzeniem, bo nie można być wszędzie, a wszędzie niemal dzieje się coś, co walczy o uwagę. Złudzenie, że przedstawienia i widowiska są czymś choćby względnie jednorodnym, choćby względnie oddzielonym od siebie ramami czasowymi i/lub przestrzennymi w czasie festiwalu pada rozbite w gruzy. Widowiskowy i dynamiczny koncert Foals traci na moment znaczenie, gdy w tłumie nieopodal chłopak oświadcza się dziewczynie i ku radości zgromadzonych wokół zostaje przyjęty, czego jednak nie zauważa ani Opener'owy kamerzysta wypełniający telebimy kolejnym zbliżeniem na dekolt fanki, ani nikt ze stojących dalej niż pięć metrów i zajętych własnymi przedstawieniami. Ten performatywny hipermultiroom osiągnął swoją kulmin