"Ptaki" w reż. Piotra Waligórskiego na Scenie Pod Ratuszem Teatru Ludowego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Nim Olga (Maja Barełkowska) sięgnie po woltomierz - mija wieczność. By Matis (Andrzej Franczyk) wszedł na scenę, znieruchomiał i spojrzał na Olgę - potrzeba dwóch wieczności. Pierwsze słowo wyreżyserowanych przez Piotra Waligórskiego "Ptaków" Tarjei Vesaasa pada po skapnięciu wieczności trzech. Która to minuta przedstawienia? Piąta? Najwyżej szósta - a jest tak, jakby zdążyło się już trzy razy zmartwychwstać. Nie spieszy się Waligórski. Na scenie biednej, gdzie tylko marne łóżko, marna skrzynia, marny stół, krzesło, taboret, ławeczka i miednica, marne radyjko, talerze marne, jakieś flaszki odkorkowywane od czasu do czasu, trzy kieliszki, trzy szklanki, łyżki niewarte pięciu groszy - tu Waligórski pozwala kapać wszystkiemu. Gestom, bezruchowi, światłu, brzmieniom powracającym jak memento - szmerom jeziora, elegiom ptaków, mowie gałęzi - milczeniu wreszcie. Samuel Beckett rzekłby: "Minęła północ. Nigdy nie słyszałem podobnej ciszy