"Iwona, księżniczka Burgunda" niby lekko zwietrzała, niby już ramotka, która ze względu na wielkość autora cieszy się powodzeniem okazała się wcale smakowitym kąskiem teatralnym. Anna Augustynowicz przeciwstawiła się przede wszystkim tradycji inscenizacyjnej. Odrzuciła psychologizowanie na scenie, zrezygnowała z milczącej Iwony, wszak ma ona aż osiem kwestii! Kaliska "Iwona" z trudem (najczęściej aktorskim) ale oscyluje w kierunku komedii, dodajmy komedii erotyką podszytej. Przedstawienie zaczyna się atrakcyjnie. Salon, w którym rozegra się tragifarsa, otaczają ścianki wykonane z czarnej siatki, za którymi biegnie galeryjka. Na niej stoją zamarli w bezruchu bohaterowie całej salonowej hecy. Dopiero dźwięk muzyki uruchamia sceniczne dzianie się. To, co dzieje się na galeryjce, jest ujęte w teatralne znaki i symbole: dworskie konwenanse, etykieta, forma. Filip znudzony banalnością i fałszem dworskiego życia zakochuje się (?) w odrażają
Tytuł oryginalny
Cimcirymcia mówi
Źródło:
Materiał nadesłany
Poznański Dziennik Dzisiaj