15 stycznia zmarła Beatrycze Widera, najstarsza pracowniczka Opery Śląskiej w Bytomiu. Spędziła tu 63 lata. Nikt tak dobrze, jak ona, nie znał tego miejsca od kulis. Zdążyła się z nami podzielić garścią plotek. Wywiad Alana Misiewicza w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Alan Misiewicz: Artyści opowiadają sobie dowcip o chłopcu, który szukał opery i w końcu zapytał jakiegoś przechodnia, jak ma tam trafić. "Ćwiczyć młody człowieku, dużo ćwiczyć" - padło w odpowiedzi. A jak pani znalazła się w operze? Beatrycze Widera: - Miałam 16 lat, mama zapytała, czy bym się nie wybrała na "Księżniczkę czardasza" Kalmana, bo dostała bilety od znajomego lekarza. Tadeusz Dwernicki miał w Bytomiu gabinet laryngologiczny przy ul. Jainty, był też ordynatorem w szpitalu przy Żeromskiego, a do tego pracował w Operze Śląskiej. Później z tego zrezygnowano, ale w tamtych czasach w trakcie każdego przedstawienia w Operze musieli dyżurować lekarz i pielęgniarka. Spodobało się pani? - Ba! Dostałam takiego szału na punkcie Opery, że od razu zapragnęłam tu pracować. Zaczynałam jako goniec. Po kilku latach dyrektor wysłał mnie na kurs maszynopisania i trwający pięć miesięcy kurs telefoniczny. Telefonistką byłam przez dzie