"Hekabe" Karoliny Labakhuy nie jest przedstawieniem wybitnym, ale zdradza niezwykłą wrażliwość teatralną młodej reżyserki, która potrafiła wytworzyć na scenie dotkliwe i duszne uczucie smutku - pisze Agata Łuksza z Nowej Siły Krytycznej.
"Hekabe" Eurypidesa - tragedia o rozpaczy i zemście królowej trojańskiej, która straciła wszystkie swoje dzieci - dotychczas nie przykuwała uwagi polskich twórców teatralnych. Po raz pierwszy została wystawiona w Polsce niecały rok temu przez Łukasza Chotkowskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. W grudniu 2011 r. tragedię tę wyreżyserowała również debiutantka, Karolina Labakhua w Teatrze Polskim w Warszawie, powierzając tytułową rolę wybitnej aktorce, Jadwidze Jankowskiej-Cieślak. W przeciwieństwie do Chotkowskiego, Labakhua oparła się pokusie uwspółcześniania greckiej opowieści, stawiając na prostotę i oszczędność przekazu, co pozwoliło wybrzmieć sile tekstu Eurypidesa. Sztukę zrealizowano z niebywałym ascetyzmem i rygorem, na niemal pustej scenie, gdzie aktorom towarzyszą pojedyncze rekwizyty. Przestrzeń sceniczna została rozbita na dwa plany: po prawej stronie spowita dymem kraina zmarłych, po lewej sfera zbolałej żyjącej matki, która o