"Rachatłukum" w reż. Sebastiana Chondrokosta w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Izabela Lewkowicz w Teatraliach.
Dyskotekowy dance floor mieni się kwadratami w najbardziej jaskrawych kolorach świata. Pośrodku sceny, stylizowanej na klubowe wnętrze, stoi obrotowy fotel, wokół którego snuje się gość w migoczącej niczym stroboskop marynarce, obwieszony łańcuchami w kształcie gwiazdek. I gdybyśmy wyłączyli słuch, czulibyśmy się jak na koncercie dla VIP-ów, a przed nami tańczyłby Adam Levine. Ale tutaj nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. "Rachatłukum" jest monodramem opartym na powieści Jana Wolkersa pod tym samym tytułem. Tekst wzbudził niemałe kontrowersje ze względu na wyuzdane motywy seksualne. Sztuka burzy granice, które Teatr Studio chce przedstawić polskiemu społeczeństwu, zadając kulturze poważne pytanie o to, gdzie zaczyna się kontrowersja. Czy naprawdę warto karmić publikę tym najintymniejszym z najintymniejszych? Nietrudno zauważyć wciąż panującą modę na seksualność. Milcząca za ścianą tabu przez tyle stuleci teraz w