"Balladyna" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku Gazecie Prawnej - dodatku Kultura.
"Balladyna" z Narodowego to kłopotliwy, ale i charakterystyczny finał kończącego się Roku Słowackiego. Atrakcyjna wizualnie jest jednak kolejnym sygnałem, że romantyczne dramaty przeżywają na naszych scenach swoje gorsze chwile. Nie sposób nie docenić inwencji Artura Tyszkiewicza, który w trwającym ponad trzy godziny spektaklu pokazał wszystkie niemal możliwości techniczne sceny narodowej - bodaj od czasów Grzegorzewskiego nie poruszono na taką skalę tych wszystkich machin. Bo jest to przedstawienie niewątpliwie bardzo atrakcyjne, rozmyślnie igrające z kiczem naszej epoki, z jej plastikowością i tandetą. Pysznym pomysłem jest jezioro Gopło, którym stał się kanał orkiestrowy wypełniony nie wodą, lecz... błękitnymi butelkami PET. W tych butelkach pławi się Goplana, czyli Beata Ścibakówna ucharakteryzowana na Irenę Solską z długimi rudymi włosami. Podziw budzi finałowa scena sądu Balladyny i nad Balladyną z sędziami w angielskich perukach u