- Jestem ciekawszy na scenie albo na ekranie. Moja, jako aktora, rozmowa z zewnętrznym światem odbywa się poprzez role. Widz jest współtwórcą teatru. Gdzieś na styku sceny i widowni - tam jest teatr. Po to, by w ogóle powstał, potrzebna jest obecność obu stron - mówi JERZY RADZIWIŁOWICZ, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.
Przyznaję, że chciałem chwilę spóźnić się na naszą rozmowę, tylko po to, by zobaczyć, co pan będzie czytał. Jerzy Radziwiłowicz: Nie udało mi się przyjść wcześniej, ale książkę mam w kieszeni. Polecam - "Pochodnia w uchu", drugi z trzech tomów autobiografii Eliasa Canettiego. Pierwszy nazywał się "Ocalony język". Radzę na to zwrócić uwagę, bo jeśli coś znamy, to tylko "Auto da fe" a potem dziura czarna. A Canetti to, jakby nie patrzeć, noblista. A pana nie kusiło, żeby napisać autobiografię? - Żeby Nobla dostać? Nie. Pytam, bo "Wszystko jest lekko dziwne", wywiad rzeka Łukasza Maciejewskiego z panem, to książka najbliższa pańskiej biografii. - Wolę porozmawiać, niż napisać. Gdy się pisze, to od razu zaczyna się dbać o piękno zdania. A w rozmowie głowa się nie zatrzymuje. W internecie, jeśli dobrze się poszuka, można znaleźć informację, że jest pan autorem "Szachinszacha". - Że niby ja tę książkę napisałem? Widzi