"Lily" Jacka Popplewella w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Oryginalny tytuł komedii kryminalnej Jacka Popplewella sprzed niemal 60 lat to "Busybody", czyli "Ciekawska". Tytuł może mało chwytliwy, ale trafny, bo cała intryga rozwija się za sprawą sprzątaczki Lily (Krystyna Janda), która o firmie pracodawcy, Richarda Marshalla, wie wszystko. To ona odnajduje ciało, a potem, wezwawszy policję, towarzyszy w śledztwie inspektorowi Baxterowi (Piotr Machalica), który - jak się okazuje -jest jej byłym kolegą szkolnym i niefortunnym adoratorem. Co więcej, ciało denata znika i zaczynają się komplikacje. Wygląda to zawile, ale cały dowcip tkwi w relacji Lily-inspektor, która dyktuje tempo i buduje klimat. To znaczy ciekawska Lily przyśpiesza, a safandułowaty inspektor spowalnia, ją nosi energia, a on najchętniej wróciłby do domu: nie dość, że niewyspany, to jeszcze złapał wirusa (jakie to aktualne!). Ona rzuca się w wir śledztwa z entuzjazmem neofitki, on to chodząca rutyna. Duet Janda i Machalica wypada znakomicie