O "Bash" Neila LaBute'a w reż. -> (Grzegorz Jarzyna) w TR - Warszawa pisze Łukasz Drewniak.
Od jakiegoś czasu dyrektor Jarzyna gania mnie po całej Warszawie i zmusza do oglądania swoich spektakli wszędzie, byle nie w teatrze. Tym razem w budynku dawnej drukarni "Życia Warszawy" na Marszałkowskiej. Obchodzę ostrożnie głęboką na dwa piętra wyrwę w podłodze, która dzieli scenę od zaimprowizowanej widowni, przytulam się do zakurzonej ściany i czekam, co z tego wyniknie. W "Bashu" (bash oznacza przypadkowe uderzenie) wychodzi się z podobnego założenia co w jednej ze scen "Idioty" Dostojewskiego, kiedy to Nastazja Filipowna proponuje swoim gościom petit jeu (pti że), małą salonową grę. Niech po kolei opowiedzą o największym grzechu, jaki popełnili w życiu. Tam zabawa nie udaje się najlepiej, bo wszyscy od razu usprawiedliwiają się i rozgrzeszają. Tu przeciwnie, nikt się już nie certoli. Cóż za wstyd przyznać się do winy? Przecież ludzie chcą zobaczyć siedzącą w nas świnię. Jarzyna przedstawia trzy ludzkie spowiedzi w konwencji telewi