MIŁO MI powiadomić Państwa, że słusznie przewidywałem dwa lata temu, kiedy z okazji "Play Strindberg" pisałem, że możemy być spokojni o rozwój warszawskiego Teatru Współczesnego, bo sztuki prezentowane na tej świetnej scenie zaczynają się ostatnio układać w wyraźny ciąg problemowy, któremu daleko do wyczerpania. Istotnie. W "Rodeo" dwaj panowie przez dwa akty wyrywali sobie jedną panią, w "Play Strindberg" dwaj panowie przez dwa akty wyrywali się jednej pani, a teraz - też przez dwa akty - pan i pani wyrywają sobie druga panią. Teatr Współczesny wystawił "Dawne czasy", nową sztukę Harolda Pintera. Rzecz jest, jak trafnie się domyślacie, o lesbijkach. Przynajmniej w wierzchniej warstwie, dla Pintera banalnej raczej i nieistotnej. Homoseksualizm w Anglii kwitnie sobie od wieków, choć do niedawna stanowił dość drażliwy problem obyczajowy. Kiedy więc przestał być wreszcie karalny, artyści brytyjscy runęli ławą w ten niewyeks
Tytuł oryginalny
Ciągle dawne czasy
Źródło:
Materiał nadesłany
?