"Lot nad kukułczym gniazdem" w reż. Jana Buchwalda w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Można by się zastanawiać, dlaczego Jan Buchwald sięgnął po "Lot nad kukułczym gniazdem", niegdysiejszy hit teatralny na tej samej scenie. To ryzykowna decyzja, zważywszy na kilka czynników. Inscenizacja "Lotu..." dokonana tu przez Zygmunta Hübnera w 1977 roku została uznana za rzecz wręcz wzorcową. Bo to i doskonała reżyseria, i wybitne role. McMurphy'ego grali Roman Wilhelmi oraz Wojciech Pszoniak, a siostrę Ratched Mirosława Dubrawska. Poza tym był to zupełnie inny czas historyczny, okres schyłkowej PRL. Metafora "Lotu..." wówczas odczytywana była przez wszystkich jednoznacznie jako manifest przeciw totalitarnemu systemowi odbierającemu wolność jednostce. Dzisiaj, kiedy ta wolność jest, a nawet nierzadko przyjmuje patologiczne wręcz rozmiary samowoli w stylu "róbta, co chceta", wystawienie tego tekstu nie wpisuje się już w konteksty społeczno-polityczne tęsknoty za wolnością i walki o nią. Chyba że reżyser chce nam coś specjalnego powiedzie�