Konwencja przedstawienia i wystrój sceny mogą przypominać inscenizacje rodem z XIX wieku, jednak lekki, nienachalny sposób gry ożywia tę przestrzeń - o "Grubych rybach" w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polonia w Warszawie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Po co wystawiać dziś Bałuckiego? Nie jest klasykiem z rzędu tych testowanych w ogniu kolorowych i głośnych, współcześnie pomyślanych inscenizacji. Nie prowokuje, by wyposażać jego bohaterów w akcesoria człowieka pierwszej dekady XXI wieku. Nie jest obrazoburczy. Nie został nagle odkryty w czeluściach bibliotek i po raz pierwszy wystawiony. Bałucki na scenie współczesnej to, mogłoby się wydawać, szacowna ramotka o ludziach z przeszłości, ich - niekiedy już niezrozumiałych - problemach, skrytych romansach, konwencjonalnym sposobie bycia. Reżyserka najnowszej premiery Teatru Polonia, Krystyna Janda, ma tego absolutną świadomość. "Grube ryby" w jej inscenizacji nie próbują stać się niczym więcej nad to, czym są. To komedia charakterów, w której najistotniejszymi elementami gry scenicznej są postaci. Teatr bezpieczny, lekki, skonstruowany i grany z szacunkiem dla wypowiadanego słowa, z żartobliwym mrugnięciem w stronę widowni. Na scenie ukazany