"Mewa" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Gdy stanie naprzeciw niej, bardzo blisko, gdy poczuje jej oddech na szyi, spojrzy w największe, Boże drogi, oczy Rosji i usłyszy, jak Irena Arkadina (Anna Dymna) przedstawi go jej słowami bez znaczenia: "Pani pozwoli: pan Trigorin" - nie powie nic. Wargami umknie w bok. Oddech pójdzie w rozsypkę. Co robić z dłońmi? Zacznie niknąć. Bo za dużo jej. Bo jak na sławnego, wielbionego, celnie zblazowaniem ukąszonego pisarza - stanowczo za dużo, Boże drogi, ciepła w tym oddechu. Bo oczy zbyt wielkie. Bo w ogóle druzgocząca jest ta jej nieusuwalna czystość od stóp doskonałych po czoło barwy jasnego miodu. Czyż nie tak, Boże drogi? Jest 25, może 35 minuta wyreżyserowanej przez Andrzeja Domalika "Mewy" Antoniego Czechowa. Borys Trigorin (Mariusz Wojciechowski) widzi Ninę Zarieczną (Anna Cieślak) - i kruszy się cicho. Jak uczniak kuli się, choć wie, że ta miłość żadnych szans nie ma. Co robić z dłońmi? Prawą chwyta za drugi od góry guzik lnianej maryna