Seks nastolatków, intymność, bunt, samobójstwo - choć tekst, na podstawie którego powstało "Przebudzenie wiosny", ma ponad 100 lat, wciąż porusza tematy tabu. Na deskach Teatru Rozrywki zmierzy się z tymi niełatwymi problemami reżyser Łukasz Kos
Najpierw był zamknięty casting - około setki młodych solistów, powtarzana punkowo-rockowa muzyka. Wreszcie ogłoszenie obsady i rozmowy o intymności, seksie, samobójstwie, szkole, buncie... Dla części twórców "Przebudzenia wiosny" to prawdziwa musicalowa inicjacja. Łukasz Kos - rocznik 1970 - pracował już m.in. na scenach Opery Narodowej, Teatru Narodowego, Teatru Rozmaitości czy wrocławskiego Teatru Polskiego. Nigdy wcześniej nie realizował jednak musicalu. Do pracy nad jednym z najbardziej kontrowersyjnych dziel muzycznych zaprosił choreografa Jarosława Stańka. - Zadzwoniłem do niego i zapytałem, czy chce pracować przy "Przebudzeniu wiosny". Nagle zaległa długa cisza, a potem Jarek powiedział tylko: "Marzę o tym!". Nie miałem świadomości, że dla ludzi musicalu ten tytuł jest jak Święty Graal. To próba opowiedzenia w rozrywkowej, musicalowej formie czegoś śmiertelnie poważnego i ważnego - mówi Kos. Po światowej premierze na off-Broadwayu w