Aleksandra Gajewska, dyrektorka chorzowskiego Teatru Rozrywki straciła we wtorek stanowisko. Zanim napiszę, dlaczego sprawa wymaga komentarza, krótki opis sytuacji.
Przed premierą sztuki "Hotel Westminster" reżyser Jerzy Bończak rozmawia w kuluarach z dyrektorką Aleksandrą Gajewską. Czują się swobodnie, rozmowa jest prywatna i niezobowiązująca. Pani dyrektor mówi reżyserowi, kto jest kim, że "te trzy dziewczyny są z biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego" i że "są super". I że przyszli też ludzie z wydziału kultury. Reżyser żartuje, że powie publicznie: "Co wy k... robicie", a dyrektorka oponuje: "Nie rób nam tego. Oni nie mają poczucia humoru". "Ja ich pier..." - mówi Bończak. Dyrektorka: "Ty tak, a my?" Ani reżyser, ani dyrektorka nie wiedzą, że rozmowę potajemnie nagrywa dziennikarz jednego z nowych śląskich portali. Potem publikuje krótki film z zapisem tego dialogu. Portal chwali się, że "to hit!". Otóż to żaden hit. Podsłuchiwanie prywatnych rozmów osób, które nie pełnią żadnych publicznych funkcji nie jest dziennikarstwem, jest jego parodią. Rozumiem, gdy sprawy dotyczą ważn