"Wiśniowy sad" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze AK w Polityce.
Sztuka "Wiśniowy sad" w nowym przekładzie Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej brzmi świeżo, jednak sam spektakl Agnieszki Glińskiej do szczególnie świeżych nie należy. Do połowy aktorzy grają do widzów albo do wiśniowego sadu, bo ten rośnie najprawdopodobniej na widowni. Grają to zresztą zbyt duże słowo - raczej wykrzykują swoje kwestie, skandują albo mamroczą pod nosem. Od połowy jest lepiej: parada marionetek zaczyna nabierać życia. Wszyscy, na czele z Raniewską Moniki Krzywkowskiej, która zachowuje się, jakby była gwiazdą hollywoodzkiego melodramatu, i Gajewem to wyrośnięte dzieci: egoistyczne, kapryśne i niezdolne wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Łopachin Łukasza Lewandowskiego, który w końcu przejmie majątek i każe ściąć wiśniowy sad, choć bardziej pragmatyczny niż oni, też jest zarażony tą samą chorobą nieznośnej lekkości bytu. Na tym jednolitym tle wyróżnia się jedynie Szarlotta Iwanowna Joanny Szczepkowskiej - to jedy