"Madama Butterfly" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Ten melodramat nad melodramaty został wystawiony z polotem i uczuciem. Świetnie zaśpiewany i zagrany, w ciekawej reżyserii i scenografii, dla których krakowska scena okazała się jednak stanowczo za mała Waldemar Zawodziński nie starał się odtworzyć na scenie Japonii - i słusznie. Przecież opera Pucciniego to fantazja na tematy japońskie, i w temacie, i w muzyce. Zawodziński (reżyser i scenograf) razem z autorką kostiumów Marią Balcerek stworzyli więc własną fantazję japońską, wykazując się dużą wrażliwością na muzyczną dramaturgię. Zmiany dekoracji przy otwartej kurtynie nie tylko współgrają z muzyką, ale i ją dopowiadają. Na początku opery Goro (bardzo dobry Paweł Wunder) pokazuje Pinkertonowi dom przeznaczony dla Butterfly - przesuwa w kulisę długą ścianę, potem drugą i trzecią. Arii Butterfly "Un bel di vedremo" towarzyszą opadające z góry w rytm muzyki białe lampiony, unoszące się potem z powrotem w górę. Noc miłosną Butt