Rzadko w Teatrze Telewizji pojawia się klasyka, a osobliwie tragedie greckie. Andrzej Seweryn, jak wielu jego poprzedników, uznał błędnie, że "Antygona" jest opowieścią o pyszałku i mizoginiście. Zamiast konfliktu tragicznego, który polega wszak na zderzeniu dwóch równoprawnych, choć sprzecznych racji, pokazał zderzenie racji duchowych (Antygony) z bezdusznym uporem niezbyt rozgarniętego władcy, który musi postawić na swoim dla zasady. Krzysztof Gosztyła, który robi wszystko, aby uwiarygodnić ośli upór Kreona, na koniec nie daje rady i skamle. Osłabienie pozycji Kreona wpłynęło negatywnie na postać Antygony. Jej upór także jest ośli, skoro tyran nie taki znowu ideowy, ideowość Antygony (prawem analogii) blednie. Agnieszka Grochowska tym razem gra na jednej nucie - jej rola to rozłożony na kwestie wielki lament, labiedzenie nad losem. To nie porywa ani nie przekonuje. Seweryn zlikwidował chór - esencję tragedii greckiej. Trudno pojąć, dla jaki
Tytuł oryginalny
Chór jako katechetka
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd nr 44