Marta Górnicka - reżyserka tego przedsięwzięcia - wpadła na pomysł prosty, ale w efekcie porażający: zaprosiła do pracy około dwudziestu kobiet niemających scenicznej wprawy ani też wielkich doświadczeń w chórowaniu - pisze Piotr Gruszczyński w Dialogu.
Tytuł zawiera nieścisłość logiczną nie do obrony, wiem. Bo albo się jest nieomylnym, albo się nie jest. Jeśli się tylko bywa, to do nieomylności jeszcze daleko. Ale jak ująć fakt, że niektóre chóry są nieomylne, by nie popadać w nadmierną zawiłość? Nie wiem i nie tym teraz chcę się zająć, lecz dwoma chórami kobiet, które ostatnio widziałem, a może raczej spotkałem w teatrze w Warszawie. Pierwszy przyjechał z Berlina, drugi jest nasz, tutejszy, warszawski. O pierwszym nie przeczytałem nic poza zapowiedziami, bo wiem przecież, że czytelnika polskiego nie interesują spektakle, których nie może zobaczyć, a występy gościnne zawsze znikają jak sny złote, dlatego nie prześladują ich recenzje. O drugim też niewiele, a oba mocne i choć oba kobiece, to każdy inny. Pierwszy - niemiecki - to kolejny przewrotny żart René Pollescha. Zatytułował swój spektakl "Chór myli się potwornie" i rozmnażając kochanka pewnej bogato postawionej damy na ki