"Chopin" w reż. Laco Adamika w Operze Wrocławskiej. Pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Ewa Michnik pokazała publiczności Opery Wrocławskiej zapomnianą operę "Chopin". Czy było warto? Ze względu na jubileusz kompozytora tak. I tylko dlatego. Wprowadzenie na scenę opery "Chopin" Giacoma Oreficego można uzasadnić tylko obchodami okrągłej rocznicy urodzin polskiego twórcy. Muzyczne kuriozum, jakim jest partytura Oreficego, to wszak nie tylko przykład bezwstydnej literackiej grafomanii, ale w warstwie brzmieniowej świadectwo wyjątkowo łzawego, choć miejscami ujmującego naiwnością dźwiękowego kiczu. Włoski artysta, darzący opus Chopina obsesyjnym wręcz uczuciem, na potrzeby prawykonanej w 1901 roku w Mediolanie kompozycji dokonał drobiazgowej w spuściźnie Polaka kwerendy i złożył operę z ponad stu ulubionych motywów, dość siermiężnie je instrumentując i dodając partie wokalne w manierze bel canto. Całość ma cztery akty, które odwołują się do biografii Chopina. Zrazu w wigilijny wieczór gościmy na polskiej wsi, później prze