Mało który z reżyserów tak wiele swej nieposkromionej wyobraźni angażuje w każde przedsięwzięcie, mało też który tak szczególnie uwrażliwiony jest na jeden z wielu przecież komponentów teatralnego spektaklu, jakim jest muzyka.
W miarę upływu czasu jej rola w Hanuszkiewiczowskim teatrze rosła, aż osiągnęła swe apogeum (a może to jeszcze nie apogeum) w sztuce "Chopin, jego życie, jego miłości, jego muzyki". Tu muzyka króluje już zdecydowanie i tylko poprzez nią, dla niej, albo przeciw niej charakteryzowane są postaci, opowiadana fabuła. Fabuła mizerna zresztą dramaturgicznie, nijaka teatralnie, gdyby nie artystyczno-publicystyczna oprawa. Korzystając z rocznicowej okazji (w 1999 roku obchodzono na całym świecie 150 rocznicę śmierci kompozytora) przygotował Hanuszkiewicz przedstawienie nie mające nic wspólnego z hagiograficzną laurką. Przede wszystkim pozwolił przemówić muzyce Chopina, dokonując jej wyboru także wbrew akademijnym normom. Do roli Chopina zaangażował zawodowego pianistę (Michał Drewnowski), by zabrzmiała ona prawdziwie - wiadomo przecież, iż Chopin był wirtuozem nieprzeciętnym. Aby jeszcze bardziej uwiarygodnić to, co dzieje się na scenie Magdalena Cwe