W Polsce utrwalił się tak wielki, czasem wręcz bałwochwalczy, kult Chopina, że dzieła jego uznano za święte i nietykalne. Przerabiać utwory Chopina na orkiestrę lub inne instrumenty, to grzech i śmiałka, który się na takie szalbierstwo decyduje, należy potępić. A tymczasem, sam Chopin wprowadzał wiele wariantów tekstowych do własnych utworów - na co są dowody, nie uważając bynajmniej, iż raz zapisana kompozycja jest definitywnie skończona. Jak wiadomo, Chopin nie umiał instrumentować, kochał fortepian i nim się wypowiadał. Nie oznacza to, że nie lubił muzyki symfonicznej i operowej. Istnieją świadectwa, że szczególnie bliska mu była opera, a dzieła Belliniego, Rossiniego i Mozarta cenił najwyżej. Być może miał nawet kompleks z tego powodu, że nie skomponował żadnej opery, mimo nalegań profesora Elsnera - jego mistrza w dziedzinie kompozycji - i rodziny. Uczynił to za niego kompozytor włoski Giacomo Orefice
Tytuł oryginalny
Chopin w purytańskiej Warszawie
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo - Dziennik Katolicki nr 87