Każdy z nas pamięta chyba z dzieciństwa swoje domowe koncerty komponowane z dźwięków wydobywanych z przedmiotów codziennego użytku- garnków, pokrywek, patelni… Twórcy toruńskiego spektaklu jakby na kanwie tego typu zabawy, tworzą nieco fabularyzowany koncert; urozmaicany światłem, tańcem i pantomimą.
Jak sugeruje narracja, a subtelnie wspiera oprawa plastyczna Dariusza Panasa, miejscem akcji jest laboratorium. Tu prowadzone są badania nad dźwiękami, wyprowadzanymi z najróżnorodniejszych obiektów i materiałów, w niekonwencjonalny sposób konfrontowanych ze sobą, gwoli wywołania zupełnie nowych brzmień; tworzenia muzyki, jakiej nigdy dotąd nie słyszeliśmy, wykonanej na instrumentach absolutnie oryginalnych.
Konstruowane linie melodyczne gwoli wzmocnienia efektu, poddawane są elektronicznej obróbce. Mimo rytmu i harmonii nie istnieje tu żadna nuta, którą dałoby się zapisać. Bo czyż można uwiecznić na pięciolinii śpiew ptaka, a potem go odtworzyć?
Idealny dźwięk, poszukiwany przez scenicznych naukowców, pod batutą profesora, w którego wciela się Krzysztof Grzęda, tak naprawdę tkwi w naturze, a instrumenty, także te, z którymi stykamy się w teatrze, tylko go naśladują. Sugeruje to już sam plakat do spektaklu, zestawiający wizerunki gwoździa i dzięcioła. W pewnych okolicznościach wydają bowiem podobne dźwięki.
Z instrumentów powstałych dzięki pomysłowości i twórczej wyobraźni Wojciecha Błażejczyka, narodziło się absolutnie nowatorskie zjawisko artystyczne. Zaczyna się od wykorzystywania różnych elementów zdemontowanego fortepianu, który w tej wersji nazwano pianinofonem. Potem pojawiają się liczne obiektofony: np. jajkofony, półkofon, strunofon, dzwonkofony: stolikofony, bambusofony, po kończące spektakl bączkofony.
W naszym scenicznym laboratorium rodzi się koncert stworzony na nowych obiektach nie przypominających niczym znanych instrumentów, lub w nietypowy sposób wykorzystujących ich fragmenty.
Ale „Laboratorium dźwięku” to nie tylko brzmienie. To także ruch sceniczny, aktorstwo, gra świateł; elementy dopowiadające przesłanie całości spektaklu, który dla uważnego widza jest polemiką z otaczającą nas rzeczywistością, a dla najmłodszych fantastyczną zabawą. Zwłaszcza dzięki ciekawej choreografii Marty Bury i perfekcyjnemu wykonaniu artystów Baja, wśród których w tym spektaklu wyjątkowym wdziękiem i wyczuciem rytmu odznacza się Anna Katarzyna Chudek. Ona to także, podobnie jak, inny eksperymentator, Andrzej Słowik, znakomicie ciałem i twarzą maluje emocje czerpane z tej niecodziennej muzyki i przekazuje je publiczności. Bawi też scenicznym komizmem Agnieszka Niezgoda.
Podziwu godna jest tu reżyseria i dramaturgia Ewy Piotrowskiej, która sprawia, że spektakl z bardzo niewielką ilością słów, dzięki odpowiednio dobranym rekwizytom oraz idealnie wyważonej kompozycji scen i rodzice, i dzieci oglądają z ogromnym zainteresowaniem.