"Ginczanka. Chodźmy stąd" w reż. Krzysztofa Popiołka w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
Wstrząsająca interpretacja poezji Zuzanny Ginczanki w wykonaniu Ewy Dąbrowskiej. Młoda. Piękna. Utalentowana. Wierzyła w przyszłość. Już jako mała dziewczynka pisała: "Nie boję się ogromu świata". Naprawdę nazywała się Zuzanna Polina Gincburg. Czekała na miłość, na szczęście. Świat jednak zaoferował jej lęk. Lęk, który nie opuścił jej aż do końca. Nie zauważyła drobnego detalu: że jest Żydówką. Odeszła z tego nieprzyjaznego świata w wieku 27 lat. O wiele za wcześnie. Jej życie, jej twórczość były powolnym umieraniem. Czuła się samotna, najchętniej przebywała nad morzem, bo jego bezkres był skalą, którą przykładała do swojej samotności. A jeszcze przed chwilą wokół było pełno ludzi. Pełno przyjaciół. Czy to oni ją opuścili, czy to ona chowała się przed światem? Nie schowała się skutecznie. Spektakl w Teatrze Żydowskim jest wstrząsający. Od pierwszego songu, w którym Ewa Dąbrowska wykrzykuje największe