W Polsce opera może dzielić ludzi równie skutecznie, jak polityka i gender. Po wywiadzie z Aleksandrą Kurzak na forach gratulowano śpiewaczce odwagi w podjęciu tej decyzji lub oskarżano ją o głupotę (sic!), wstecznictwo ("dulszczyzna") i brak profesjonalizmu.
„Opera jest sztuką familijną" – powiedziała Aleksandra Kurzak w rozmowie ze mną opublikowanej w „Gazecie Wyborczej". W domyśle: „…a nie sztuką dla reżyserów z ich »zboczonymi« pomysłami".
Rozmowa dotyczyła powodów, dla których artystka zdecydowała się z mężem, tenorem Roberto Alagną zerwać kontrakt z Gran Teatre del Liceu w Barcelonie na udział w inscenizacji „Toski" Giacoma Pucciniego w reżyserii Rafaela R. Villalobosa.
Dlaczego teraz porzucili "Toscę"
Wywiad odbił się szerokim echem w mediach, również społecznościowych – na forach gratulowano śpiewaczce odwagi w podjęciu tej decyzji lub oskarżano ją o głupotę (sic!), wstecznictwo („dulszczyzna") i brak profesjonalizmu. Okazało się, że przynajmniej w Polsce opera może dzielić ludzi równie głęboko, jak polityka i gender. Z obu stron padały argumenty świadczące o dogmatyzmie myślenia zarówno konserwatystów, których śmieszy lub złości pojęcie wolności w sztuce, jak i tych, dla których opera to pretensjonalna rozrywka dla bogatych i najlepiej rozwalić ją od środka.