To przedstawienie musiało wzburzyć: "Wesele" bez chłopskiego przytupu, soczystej krewkości, bez chocholego tańca? W powojennym teatrze wielokrotnie oglądaliśmy "Wesele", ale żadna z inscenizacji nie miała takiej spójności artystyczno-myślowej jak "Wesele" {#os#1241}Grzegorzewskiego{/#}. Do niedawna krytyka zwykła przyczepiać Grzegorzewskiemu łatkę reżysera-plastyka, który niedomyślenia znaczeń tekstu przysłania wysmakowanymi obrazami. Jeśli nie sprawił tego wrocławski "Ślub", miejmy nadzieję, że "Wesele" ostatecznie wykreśli to przeświadczenie z opinii krytyki. Jeśli kogoś - spośród reżyserów scen profesjonalnych - można dziś nazwać artystą teatru, to jest nim z pewnością Jerzy Grzegorzewski. Reżyser mając jasną ideę teatru jako sztuki, ze wszystkimi płynącymi stąd konsekwencjami, a więc: relacji teatr-dramat, teatr-historia i teatr-widz. Żeby więc uchwycić w przybliżeniu doniosłość krakowskiego "Wesela" 1977, j
Tytuł oryginalny
Chochole dusze
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie Nr 28