- Wokół mnie jest cisza, jedyne kontakty mam z dziennikarzami. Za to z zewnątrz jest wielka sieć poparcia. A to przedziwny kwiatuszek mi wyśle dziewczyna, inna paciorek, który przynosi energię, zakonnica się modli za mnie 24 godziny, wszystko to dociera do mnie - o swojej chorobie mówi JERZY STUHR we wzruszającej i poruszającej rozmowie.
- Świat nadal wydaje się Panu interesujący? Ciekawi Pana polityka, newsy? Jerzy Stuhr: Pisanie pewnego rodzaju pamiętnika z ostatniego okresu, pod tytułem "Tak sobie myślę", dla Wydawnictwa Literackiego w formie dialogu z czytelnikiem zabiera mi sporo czasu. Zauważyłem, że co chwila zastrzegam się, że nie chcę o polityce i po chwili muszę to weryfikować. Jak nie napisać o ogólnokrajowej aferze aptecznej, która dotyczy połowy Polski? W każdym wydarzeniu szukam naszych polskich cech, mankamentów, kompleksów. Częściej mi wstyd, choć chciałbym być dumny. Oglądam dzienniki informacyjne i zaraz potem wyłączam telewizor. Zapełniam czas ulubionym zajęciem - lekturą, penetruję bibliotekę ojca i dziadka. Wczoraj na przykład do północy - bo idę do szpitala na sześć tygodni - szukałem lektur. Znalazłem eseje Emila Ciorana i inne książki, które zawsze mi imponowały. Szczęściem jest posiadanie takiej biblioteki. Mam swój świat. - Czy choroba otw