"Do Damaszku" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Andrzej Horubała w Do Rzeczy.
Nie sądziłem, że przyjdzie mi mi pisać o "Do Damaszku" Jana Klaty. Gdy na widowni po premierze rozbrzmiewały rzadziutkie brawka, siedzący obok mnie Jarek C. widząc, że ręce mi się do oklasków raczej nie składają, wycharczał, naśladując głos Himilsbacha: "A ty czemu nie wrzuciłeś pieniążka?". "Bo ja tu więcej nie chcę wrócić" - odrzekłem, powtarzając frazę ucznia, który nie cisnął monety do fontanny. Zaśmialiśmy się, wspominając "Bruneta wieczorową porą", a ja faktycznie sądziłem, że nie będę musiał wracać myślami do tego męczącego, nieudanego spektaklu. Nieudanego, ale to nie znaczy, że pozostawiającego obojętnym. Bo oto Jan Klata na naszych oczach, wraz ze swoim ulubionym aktorem Marcinem Czarnikiem, który w roku 2004 w scenerii zrujnowanej Stoczni Gdańskiej jako Hamlet rzucał oskarżenie o zdradę rewolucji Solidarności i zabicie nadziei, teraz dokonuje czegoś w rodzaju duchowego samobójstwa, prezentując nam lament celebryty.