"Gniew" w reż. Małgorzaty Wdowik w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze MP [Marcin Pieszczyk] w tygodniku Wprost.
Gdy wchodzimy na małą scenę Powszechnego, od razu udarze nas brak... sceny, ale również krzeseł. Dobrze, że teatr przy Zamoyskiego nie chce zaskakiwać jedynie politycznymi deklaracjami, naruszaniem tabu i przekraczaniem granic tradycyjnie pojmowanej moralności, ale również poszerzaniem pola artystycznej walki. Ich "projekty", które rozszerzałyby aktorski teatr, czasem przynoszą nadspodziewanie dobry efekt ("Superspektakl"), a czasem - jak w przypadku tego przedstawienia - mamy do czynienia z dzieckiem co prawda kochanym, ale niesfornym, które wyrywa się z objęć artystycznych założeń. Tu miało być o gniewie, a jest o dorastaniu do męskości, w której dziecięcy bohaterowie mierzą się z dorosłymi aktorami na to, kto dalej plunie albo zrobi więcej pompek. Niestety, przez większość czasu "na scenie" nic się nie dzieje i podnudzeni widzowie zerkają po kątach w komórki. Ot, takie szczeniackie zagrywki.