EN

15.01.2005 Wersja do druku

Chiński ogrom

- Na scenę wyszło 1500 statystów: każdy z tych ludzi został zaangażowany do jednorazowego występu gdzieś w tle, a potem czekał za kulisami na to, żeby się ukłonić w finale - o podróży do Chin mówi FILIP BAJON.

Wszystko się zglobalizowało - tragicznie pokazało to ostatnio tsunami: prócz mieszkańców południowo-wschodniej Azji fala pochłonęła turystów z różnych stron świata, którzy leżeli sobie pod identycznymi parasolami, na takich samych łóżeczkach, popijając podobne drinki... Z Filipem Bajonem rozmawia Jarosław Mikołajewski. Po co polski reżyser pojechał do Chin? Teraz czy w '95? A był jakiś '95? Był - w '95 polski reżyser pojechał tam jako aktor, do Szanghaju. I od razu miał okazję się przekonać o ogromie chińskiej przestrzeni. Był listopad, siedzieliśmy na widowni wielkiego amfiteatru pod gołym niebem i oglądaliśmy "Wiele hałasu o nic". Przepraszam, nic nie rozumiem. Jaki aktor, jacy my, jaki hałas? W '95 roku zagrałem w filmie produkcji niemiecko-austriacko-chińskiej "Shanghai Hotel" - rola ta była swoistą rekompensatą, ponieważ napisałem do tego filmu scenariusz i sam miałem go reżyserować, ale jako polski reżyser

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Filip Bajon

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza nr 12 - Wysokie Obcasy

Autor:

Jarosław Mikołajewski

Data:

15.01.2005