W pisaniu czy mówieniu o teatrze coraz rzadziej pojawia się pojęcie "sztuki" czy "sztuki teatralnej", gdy mamy na myśli utwór sceniczny będący literackim (słownym) tworzywem przedstawienia. Raczej mówimy o dramacie czy o scenariuszu. I nie idzie mi tylko o zachowanie dobrych obyczajów bądź o wierność tradycji, ale o istotę tego, co stare pojęcie sztuki (teatralnej) zawierało. Mówiąc krótko: sztuka teatralna to nie tylko słowa do mówienia i informacje, w jakich okolicznościach mają być wymówione, ale - p r o j e k t t e a t r u z tych słów wynikający. I nie należy do cnót anachronicznych u w a ż n a wierność temu projektowi. Podobna wierności obowiązującej tłumacza tekstów poetyckich. Wierność duchowi i literze. Duchowi - przez wrażliwe przeniesienie go w odpowiadające jego temperamentowi i cechom indywidualnym relacje wyrazowe; literze - przez wynalezienie podobnych "przejawień" w języku, zarówno w zasobach jego znaczeń, jaki w urodzie. P r z y j e m n o ś ć wyrażania nie jest najmniej ważna w takim działaniu.
Przypominam te oczywistości ze względu na "gry słowne dla teatru" Krystyny Miłobędzkiej. To, co niekiedy budzi moją niechęć albo powoduje brak zaufania do przedstawień teatralnych, jest efektem pewnej przewrotności, kiedy widać, że szukano uzasadnienia dla słów, a nie uzasadniano słowami szukania. Polega to na tym, że aktor stara się znaleźć słowo "serce" (znalezione już przecież), zamiast słowem znaleźć to, co "serce" mówi i może mówić - znaczy i może znaczyć - na scenie. Czyli - jak to ujęła sama Krystyna Miłobędzka - "wykonać dla siebie myśli i uczucia (...), które jeszcze wcale nie są dla nas samymi słowami." Ani poezja ani teatr Krystyny Miłobędzkiej nie są nastrojowe. Jej sztuka jest tyle dosłowna, co od-słowna, czyli doprowadza swoje j e s t do słowa, i od słowa d o w i a d u j e się o tym (i o nieprzewidzianym) j e s t. Dowiaduje się czynnie - w y k o n u j ą c uczucia i myśli o tym, czego chce się dowiedzieć. Przedstawienie