- Nie potrafię grać, ja muszę być. Gdy zdejmuję kostium - na przykład słyszę ostatni klaps w filmie "Nad Niemnem" - coś straszliwego we mnie się dzieje. Trudno mi się rozstać z bohaterem, którego grałem, często potem o nim długo myślę - mówił JANUSZ ZAKRZEŃSKI, aktor Teatru Polskiego w Warszwie na miesiąc przed swoją tragiczną śmiercią.
Rozmowa z JANUSZEM ZAKRZEŃSKIM, aktorem. Odbyła się miesiąc przed Jego tragiczną śmiercią. Czym dla Pana jest sukces? - Sukces jest pojęciem strasznie enigmatycznym. Nigdy nie liczyłem na sukces. Idąc do zawodu, nie tyle wierzyłem w posłannictwo, ile uważałem, że jest kilka profesji, do których i aktorstwo należy, gdzie człowiek powinien myśleć nie tylko o sobie, ale i o drugim człowieku. To chyba dla mnie zawsze było najważniejsze. Chciałem mówić o ludziach, ich poznawać, ich portretować. Często grał Pan postaci mundurowe. Jaka jest tego przyczyna? - No cóż, niektórzy mężczyźni są predestynowani do tego typu postaci. Pamiętam doskonale krawców w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Szykowałem się do roli porucznika w "Damach i huzarach". Była to jedna z moich pierwszych ról. Może zabrzmi to nieskromnie, ale krojczy powiedział, że mundur leży na mnie tak wspaniale, że nic nie trzeba poprawiać. Zdaję sobie sprawę, że m