Już tu na wsi robiłem dzieciom sąsiadów takie wieczory opery z taśmy. Był i poczęstunek - złośliwi mówili, że dzieciaki przychodzą najeść się słodyczy... Może niektórzy. Ale byli i tacy, którzy prosili "a teraz niech pan puści tę scenę z lasku brzozowego" (pojedynek Oniegina) - pisze w swoim blogu profesor Andrzej Jaczewski.
Jestem miłośnikiem opery. Odkryłem nawet dlaczego: opera to synteza wszelkich sztuk! I dramat, teatr, i balet, i śpiew. No i przede wszystkim muzyka. Także plastyka - niekiedy, pamiętam, jak podnosiła się kurtyna w Warszawskiej Operze Narodowej, to rozlegały się oklaski - tak podobały się dekoracje. Mieszkam już na zapadłej wsi - do opery daleko. W polskiej TV wiele się nie naoglądam, ale jest taki francuski kanał "Mezzo" i tam nadają po dwie opery w tygodniu. Nagrałem sobie już ponad 150 oper i przedstawień baletowych. No, nie do wszystkich wracam - ale to już taka mania kolekcjonera. Otóż od pewnego czasu nastaje i szerzy się moda na udziwnianie przedstawienia. Szczęśliwie nie dotyczy to muzyki, ale całej dramaturgii, a przede wszystkim plastyki: dekoracji, strojów. Kiedyś przodowała w tym udziwnianiu Opera Berlińska - mam "Borysa Godunowa" z portretami Polit-biura, z NKWD, czerwono-armiejcami itp. Ostatnio mówiono mi, że w warszawie "Halkę" u