Od kilku lat polski teatr w rocznicę wybuchu Powstania komentuje historię. Z Powstaniem mierzyli się już Klata, Passini, Zadara. Klata oglądał je oczami nazistów, Passini ubrał Powstańców w kostium szekspirowski, zaś Zadara analizował meandry stosunków dyplomatycznych, które wpływały na walki w Warszawie z bezpiecznej dali. Radosław Rychcik nie chce kostiumu, pomocnego kontekstu i politycznej dekonstrukcji. Chodzi mu o życie. Powstańców i nasze.
Jak narodził się pomysł na przedstawienie? Pamiętasz obraz rozpoczynający "28 dni później" Danny'ego Boyla? Widać tam małpę podłączoną elektrodami do obrazów emitowanych przez telewizję. Pamiętasz, jak reaguje na ten świat? Pomyślałem sobie o podobnym rodzaju indoktrynacji. Zobaczyłem sześcioklasistów, którym się opowiada o historii bez znieczulenia. Wtedy też pojawił mi się obraz Powstańców jako armii zombie, która wychodzi na ulice i pożera nas, siłą wciela w swoje szeregi. Nie tych Powstańców prawdziwych, ale tych, których my sami sobie wymyślamy. Taka pamięć przeszkadza nam żyć tu i teraz. Powtarza nam się, że straciliśmy najpiękniejszych, najzdolniejszych, kwiat narodu. Z powodu tych opowieści czasem czujemy się niegodni, choć mamy te same pragnienia, marzenia, jak oni. Tak jakbyśmy się do niczego nie nadawali. Dzisiejsi młodzi ludzie wydali mi się białymi kartkami, którym daje się historię powstańczą i oni muszą ją