- Myślę, że teatr boi się wiersza - zresztą zupełnie niesłusznie - mówi Irena Jun, która w Teatrze Studio reżyseruje "Oniegina" według poematu Aleksandra Puszkina. To opowieść o tym, jak przyjaźń przegrywa z miłością, a miłość ze śmiercią.
Premiera w niedzielę we foyer. Rosyjska klasyka jest coraz chętniej wystawiana w nowych tłumaczeniach. Pani jednak pozostała wierna klasycznemu przekładowi. - Pozwoliłam sobie czerpać z Tuwima i Ważyka. Niektóre rzeczy zostały powiedziane po mistrzowsku przez jednego, inne u drugiego - wstydem byłoby z tego nie skorzystać. Nie neguję wartości nowych przekładów, natomiast w uchu dźwięczą mi tamte. Nie mogę się od nich uwolnić. Poza tym myślę, że najlepszymi tłumaczami są poeci. Nikt nie usłyszy poety tak jak poeta. Powstają w głowie nowe struktury, które niewiele mają wspólnego z dosłownością, a jednak chwytają coś najważniejszego. Puszkina można dziś częściej zobaczyć w operze niż na scenach dramatycznych. Jak pani sądzi, dlaczego? - Myślę, że teatr boi się wiersza - zresztą zupełnie niesłusznie. Bo nie jest nowoczesny? - Dokładnie o to chodzi. Zwłaszcza romantyczny wiersz, który jest jak muzyka. Chyba tylko raz