Ostatnio jednym z częściej używanych w polskich mediach słów jest słowo na cha. Publicyści, nawet katoliccy, z przykrością odnotowują, że ma to niestety związek z wyborem nowego papieża. Cha, mimo że energicznie wykropkowywane i wypikiwane, wciska się do dzienników informacyjnych, felietonów i programów telewizji śniadaniowej oraz zapładnia wyobraźnię niektórych polityków, zarówno wierzących, niewierzących, jak i tych o jeszcze innej orientacji - pisze Sławomir Mizerski w Polityce.
Jako pierwsza w wysokie cha uderzyła artystka Ewa Wójciak, dyrektorka Teatru Ósmego Dnia, nazywając nim papieża Franciszka z dalekiej Argentyny. Dziś tłumaczy, że cha w jej ustach było jak najbardziej uzasadnione tym, że swego czasu była w Argentynie, gdzie zapoznała się z bestialstwem tamtejszej junty i współpracujących z nią biskupów, w tym aktualnego papieża. Trwa dyskusja, czy Ewa Wójciak, jako osoba kierująca placówką dotowaną przez państwo, mogła czy nie mogła cha w Internecie użyć? Zdaniem jednych nie mogła, gdyż swoim cha dotknęła i uraziła osoby wierzące, dla których papież jest osobą świętą i zastępcą Chrystusa na Ziemi. Z kolei zdaniem innych nie mogła, gdyż użycie cha w przestrzeni publicznej jest okropnie wulgarne, ale ponieważ użyła, to trudno, niech się wstydzi. Natomiast zdaniem jeszcze innych, Wójciak mogła cha użyć, gdyż jest emocjonalną kobietą i bezkompromisową artystką zaszokowaną wyborem Franciszka na g�