Czy naprawdę wraca cenzura? Trwożne szepty na ten temat słychać ze wszystkich kątów artystycznego salonu. Trudno wszak oprzeć się wrażeniu, że niektórzy młodsi (ciałem albo duchem) obserwatorzy zdają się jej wręcz wyczekiwać - pisze Jacek Sieradzki w Rzeczpospolitej - Plus Minus.
Przebierają nogami niby dzieci na moście w oczekiwaniu powodziowej fali: wiadomo, że będą straty, ale coś się zacznie dziać: strażacy, ewakuacje, ratowanie zagrożonych... Adrenalina musi skoczyć. I tak jak każdy plusk, każdy spieniony grzbiet fali na horyzoncie zwiastuje nadciąganie niebezpieczeństwa, tak każdy protest niemądrego radnego, każde poselskie zapałanie świętym oburzeniem, każdy list nauczycielek przejętych rzekomą deprawacją młodzieży podchwytywane są jako oznaka, że już, już, za chwilę założą kaganiec artystom, odbiorą wolność wypowiedzi, narzucą sztywny ideologiczny gorset. Woda wzbiera, tylko patrzeć jak wyleje. My, pamiętający (resztkami wspomnień uratowanych przed alzheimerem), na czym polegała rzeczywista, peerelowska cenzura - a polegała, mówiąc z grubsza, na tym, że partyjni mądrale ustalali, o czym albo o kim zakazuje się mówić, po czym zakaz ten obowiązywał szczelnie we wszystkich (!) legalnych mediach kraju, b