Zaczyna się obiecująco. Kurtyna idzie w górę, odsłania pustą scenę, którą modeluje tylko światło. Wchodzą Sqanarel i Guzman, dialog toczy się niespiesznym rytmem. Od razu wiadomo - aktorzy będą najważniejsi. Im służyć ma scenografia, wręcz neutralna, i reżyseria faworyzująca słowo, nie perypetie. Sqanarel nie przypomina ruchliwego, przymilnego totumfackiego, jakim przecież bywał. Powolny, ociężały, zdaje się nie kwapić do działania, z przyrodzonego lenistwa, może z tępoty? Ale aż zakipi w umoralniającej tyradzie "dowiedz się pan, że niebo karze bezbożnika". Adam Ferency skąpi mu rysów poczciwości. Pobożność Sqanarela podszyta jest frazesem, moralność wątpliwa. Kłopoty zaczynają się w drugim akcie. Respekt reżysera wobec słowa i litery tekstu coraz częściej nie idzie w parze z jego interpretacją. Zaloty Pietrka (Grzegorz Wons) do Karolki (dobra rola Anny Majcher) rozciągają się ponad miarę. Śmieszą chwilami, ale ich komi
Tytuł oryginalny
Celebrowany Don Juan
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 10