- Kiedyś miałem silniejszy ten zaśpiew. Ale mój brat Antoni, aktor, ostrzegł mnie: "Słuchaj, jak będziesz tak zaciągał, to nie zdasz do szkoły teatralnej". I ja, dla złamania tego akcentu, zacząłem opowiadać w kabaretach śląskie dowcipy, za którymi przepadam zresztą - mówi aktor WOJCIECH PSZONIAK.
Wojciech Pszoniak, aktor: Mam pod powiekami swój film o Lwowie, który podświadomie czasem sobie puszczam. Przyjechał Pan do Gliwic ze Lwowa, z rodzicami i dwoma starszymi braćmi, w 1946 roku, kiedy miał Pan cztery lata. Nie zdążył więc Pan zaznać legendarnego Lwowa przedwojennego, który cieszył się opinią najradośniejszego z polskich miast. Czy pamięta Pan Lwów choć trochę? - Dziecko zapamiętuje obrazy. Pamiętam, jak podczas nalotów - naturalnie nie wiem już których - zbiegaliśmy do piwnicy, i siedzieliśmy tam przy świeczkach. Pamiętam kamienicę, z której wyjeżdżaliśmy, cofniętą od ulicy. Pamiętam też oczywiście przyjazd do Gliwic, w wagonach bydlęcych. Podróż trwała chyba miesiąc; co jakiś czas maszynista się zatrzymywał i mówił, że jak nie dostanie spirytusu, czyli praktycznie bimbru, to nie pojedzie dalej. Zwoływała się delegacja pasażerów, udawała się do najbliższej wsi i wracała z alkoholem; dopiero wtedy pociąg rusz