"Carmen" w reż. Denisa Kriefa w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Ruchu Muzycznym.
Reżyser Denis Krief konsekwentnie odarł dzieło Georges'a Bizeta z hiszpańskiego kolorytu. Zrezygnował z hiszpańskiego kostiumu, scenerii i nawet tak drobnych rekwizytów, jak kastaniety, zastępując je plastikowymi kubeczkami. Go zaproponował zamiast? Pustą przestrzeń sceny, współczesne kostiumy i Carmen jako seksbombę z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, blondynkę, która czasami chodzi w spodniach. Co chciał powiedzieć swoim konceptem publiczności? Nic. Zresztą, nie bardzo wiem, na czym polega w poznańskim przedstawieniu nowoczesne ujęcie inscenizacyjne. Oglądamy jak najbardziej tradycyjnie opowiedzianą historię Carmen z tą tylko różnicą, że bohaterowie chodzą po scenie we współczesnych strojach. Nie tańczą również tradycyjnych tańców hiszpańskich, tylko klasyczne pas, choć nie wiadomo dlaczego choreograf Paul Julius nie posłużył się techniką tańca współczesnego. Byłoby to bardziej logiczne w połączeniu z kostiumami i sceno