Historia podążającej zawsze za swoim kaprysem, nieoglądającej się na uczucia mężczyzn, pięknej Cyganki Carmen i jej kochanka, owładniętego namiętnością prowadzącą ku zbrodni, Don Josego, jest już jednym z mitów europejskiej kultury. I to na pewno bardziej dzięki Georgesowi Bizetowi, autorowi operowego hitu wszechczasów, aniżeli Prosperowi Merimee, któremu zawdzięczamy literacki pierwowzór opowieści. Teatr Wielki w Łodzi, włączając po raz kolejny, i to po krótkiej przerwie, tę operę do swego repertuaru, nie wyróżnił się wcale tą decyzją spośród innych placówek operowych na całym świecie. Carmen po prostu musi być na scenie obecna niemal stale - tego domaga się publiczność. Ona, znając dobrze dzieło, uwielbia je - pewnie również dlatego, że będąca symbolem kobiety wyzwolonej tytułowa bohaterka, jak i ucieleśniający wizję życiowego sukcesu torreador Escamillo, współgrają z aktualną "filozofią życia". Publiczność ma też
Tytuł oryginalny
Carmen w papilotach?
Źródło:
Materiał nadesłany
Kalejdoskop nr 1