"Carmen. Sztuka na dziesięć telefonów komórkowych" w reż. Roberta Talarczyka w Teatrze Capitol w Warszawie. Poleca Polska Metropolia Warszawska.
Trzy kobiety robią to, co w zasadzie w teatrze jest zabronione: rozmawiają przez komórki. Dyskutują o swoich związkach, miłosnych wzlotach i upadkach, choć tak naprawdę powinny oglądać "Carmen" Bizeta lub w niej grać. Oto punkt wyjścia sztuki Esther Vilar, która w niezwykle interesujący sposób udowadnia prawdziwość tezy, iż "wszystko musi się zmienić, żeby wszystko pozostało tak samo". Od czasów, w których żyła Carmen, zmieniło się wszystko: możliwości techniczne, tempo życia, poziom medycyny. Dziś częściej rozmawiamy przez telefon niż twarzą w twarz, częściej uwalniamy się od obowiązujących konwenansów, częściej jesteśmy samotni, mimo że otacza nas tłum. A jednak ciągle tak samo kochamy, tak samo przeżywamy odrzucenie, tak samo jesteśmy okrutni i egoistyczni. Dlatego ze zdziwieniem stwierdzamy w trakcie spektaklu, że motywacje bohaterów współczesnych są bardzo podobne do motywacji bohaterów operowych, a ich decyzje są tak samo