Na Bregenzer Festspiele nad Jeziorem Bodeńskim bywam od dawna. W latach siedemdziesiątych graliśmy tam z Polskim Teatrem Tańca w choreografii Conrada Drzewieckiego "Wieczór Baletowy" do muzyki polskiej i był to wielki sukces. W tym roku przyszła kolej na "Carmen" - pisze Sławomir Pietras w tygodniku Angora.
Potem na scenie nad taflą jeziora zainscenizowano "Opowieści Hoffmana". Oglądałem to wspaniałe widowisko z udziałem Urszuli Koszut, młodej wówczas polskiej gwiazdy operowej, we wszystkich czterech wcieleniach miłosnych westchnień romantycznego poety (Olimpia, Julietta, Antonia, Sylwia). Była fascynująca swą wszechstronnością, metamorfozą sceniczną i głosem pięknym, sugestywnym - od bezbłędnej koloratury, przez urzekający liryzm, aż do dramatycznej ekspresji. W okresie mojej pierwszej warszawskiej dyrekcji nasza produkcja Wagnerowskiego "Parsifala" została zaszczycona zaproszeniem na bregenzki festiwal i było to bodaj najtrudniejsze, ale jakże satysfakcjonujące polskie operowe osiągnięcie. Odkąd mam wpływ na repertuar operowych podróży łódzkiego Grand Touru gorliwie pilnuję, aby niczego nie pominąć z wielkich wydarzeń plenerów na wodzie, u zbiegu granic Austrii, Niemiec i Szwajcarii. W ostatnich latach był to "Czarodziejski flet", "Andrea Cheni