"Carmen latina"w re. Tomasza Dutkiewicza w Teatrze Powszechnym w Radomiu. Pisze Zbigniew Wieczorek w Polityce.
Musie hall nie jest zbyt ambitną formą dramatyczną, ale zlatynizowana i uwspółcześniona "Carmen..." przechodzi chyba granice stereotypizacji świata przedstawionego. Czyżbyśmy już tak ogłupieli jako konsumenci kultury masowej, że podaje się nam postoperową papkę jako świeże bułeczki? libretto Stewarta Trottera, aktualizujące klasyczną operową historię, zmienia nie tylko bohaterkę z Cyganki w obywatelkę fikcyjnej Santa Marii, ale co gorsza odmienia motywację działania Jose, kochanka Carmen, nie tylko w ostatniej scenie utworu. Ten pastisz naśladujący i odmieniający fabułę uwiecznioną przez Bizeta nie jest w stanie wywołać cienia tragicznych emocji pierwowzoru. Może i jest to rodzaj zabawy formą, typowy dla współczesnej popkultury, ale czemu służy? Odczuwamy pewne zażenowanie, kiedy dowiadujemy się, że tajemniczy mnich jest w stanie wybaczyć zabójstwo popełnione przez Jose na komuniście, jak również wtedy, gdy młody bohater zabija w im