Henryk Tomaszewski jest od zawsze zafascynowany epoką baroku. Jego obyczajem, kolorytem, przepychem, mieszaniem się pobożności z rozpasaniem, wiary religijnej z wiarą w czary. Także miłosne. Tym razem sięgnął po XVII-wiecznego pisarza Gryphiusa, w którego twórczości na plan pierwszy wysuwają się dwa motywy: nieobliczalny los i marność wszelkich rzeczy doczesnych. Dramat mimiczny który, jako swój XXI spektakl przywiózł on do Poznania rozpoczyna się w śląskiej oberży gdzie spotyka się gromada przyjaciół. Nagle zjawia się podróżny, sam Gryphius, który (jak Hoffman w swych opowieściach) snuć zaczyna przedziwną opowieść. Niepostrzeżenie kompani od stołu przekształcają się w osoby dramatu. Jest więc szlachetna Olympia, jej gwałciciel ale późniejszy mąż Lysander i wreszcie Cardenio zakochany nieszczęśliwie w Olympii, a sam prześladowany zmysłową namiętnością przez rozpustną Celindę. W ich historii Tomaszewski
Tytuł oryginalny
Cardenio i Celinda
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Poznańska nr 275