>>> Nie udał się też specjalnie w Teatrze Dramatycznym "Car Mikołaj". Niby wszystko dobrze: tekst dobrze napisany, ciekawy, miejscami zabawny Tadeusza Słobodzianka, scenografia ładna, w drewnie, Grzegorza Małeckiego, reżyser renomowany Maciej Prus, kilka sław aktorskich, a całość się rozsypuje. Każdy gra sobie, nie widać gry zespołowej, chociaż znajdują się jak rodzynki w cieście w tym przedstawieniu fragmenty interesujące: Ale i Henryk Machalica jako "święty" Ilja Klimowicz biegający w podkasanej sutannie nie ratuje w pełni tego przedstawienia, które w swej wersji scenicznej przynosi rozczarowanie. Chociaż sama sprawa jest naprawdę ciekawa: "Car Mikołaj" rozgrywa się na pograniczu białoruskim w połowie lat trzydziestych XX wieku, gdy chłopi w jednej z tamtejszych wsi uznają, że przybysz Mikołaj Regis to przebrany i ukrywający się ostatni car Mikołaj Romanow, który cudem uniknął śmierci w 1918 roku. Debiut sceniczny
Tytuł oryginalny
Kubuś i mniejsze rozczarowania
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 15