Sporo sobie obiecywałem po pierwszej premierze Starego Teatru pod dyrekcją Mikołaja Grabowskiego. A tu masz - minął jeden wieczór i minął drugi, a ja jak polarnik jaki stoję w rozkroku na dwóch dryfujących w przeciwnych kierunkach krach lodowych. Na jednej usadowili się zadowoleni z siebie nieliczni zwolennicy spektaklu "Car Mikołaj", drugiego obok "Proroka Ilji" najważniejszego dramatu Tadeusza Słobodzianka. "Car" to opowieść o sektach, prorokach i cudach w przedwojennym Wierszalinie na Kresach Wschodnich. Na drugiej krze pokrzykują gromko rzesze jego przeciwników. Problem w tym, że obie strony mają rację. Przedstawienie w reżyserii Remigiusza Brzyka ma miejsca piękne - i puste. Zwolennicy krzyczą, że temat współczesny, mocny, ciekawy. Bo opisani w sztuce biedni i pogubieni ludzie byli, są i będą doskonałym materiałem do manipulacji przez różnych hochsztaplerów spod znaku władzy zarówno świeckiej, jak i kościelnej. Poza tym i autor zacny, i r
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przekrój" nr 3