Krzysztof Warlikowski dojrzewa. Kolejne spektakle operowe pokazują, że pilniej słucha muzyki, sprawniej odnajduje w partyturze dramaturgiczne kulminacje, z większą pokorą podporządkowuje muzycznej narracji teatralną wizję - po premierze "Eugeniusza Oniegina" Czajkowskiego w Monachium pisze Daniel Cichy w Ruchu Muzycznym.
I choć nieustannie polemizuje z dyrygentami, włamuje się do libretta, niekiedy dopisuje wątki, mnoży bohaterów, pogłębia relacje postaci i odkrywa ciemne strony ich charakterów, słowem - po swojemu interpretuje zamysł kompozytora, jego wariacje na temat oper są atrakcyjne i do głębi współczesne. Amerykańska prowincja. Druga połowa lat sześćdziesiątych. W zbudowanej według socrealistycznego szablonu willi emigrantów ze wschodniej Europy centralne miejsce zajmuje czarno-biały telewizor. Akurat para radzieckich łyżwiarzy wykonuje taneczne akrobacje, oczywiście do muzyki Piotra Czajkowskiego. W tle automaty jednorękiego bandyty - tęskne nawiązanie do słynących z przepychu rosyjskich kasyn, w drugim pokoju stół bilardowy - aluzja do zadymionych barów w amerykańskich miasteczkach, ale i zacisznego gabinetu rezydencji bogaczy, gdzie mężczyźni załatwiają ciemne interesy. Pustą przestrzeń powoli wypełnia wielobarwny tłum, zrazu tradycyjnie podzielon