- Zakochałem się w pracy w teatrze. Oba moje filmy mają źródło w literaturze, historie opowiadam długimi scenami, dużą wagę przywiązuję do dialogu, do słowa. Zanim zaczniemy pracę na planie, rozmawiam z aktorami, próbujemy. Ale zawsze jest ten moment, kiedy muszę wpuścić maszynerię. Pstryk i to, co się zbudowało, znika. I trzeba to znowu wołać. W teatrze nie muszę, tam intymność jest aż do końca - mówi reżyser BORYS LANKOSZ.
Jedno z najgłośniejszych nazwisk w polskim kinie. Silny charakter, subtelne metody, własne tempo. Po powrocie z Los Angeles reżyser Borys Lankosz ekranizuje powieść "Ziarno prawdy" Zygmunta Miłoszewskiego. I rozmawia z ELLE. Którego bohatera "Ziarna prawdy" najbardziej lubisz? Borys Lankosz: Powinienem powiedzieć, że prokuratora Szackiego, bo to był powód, dla którego chciałem opowiedzieć tę historię, ale zło ostatecznie okazało się atrakcyjniejsze. W Szackim jest wiele rzeczy, które mi się podobają. Umiłowanie zdrowego rozsądku, to, że jest racjonalistą. Że nie ulega łatwo wpływom. Nie interesują go interpretacje ani stronnictwa, ani oszołomy od politycznej poprawności, ani antysemici. Lubię w nim upór w dążeniu do prawdy. A pamiętasz, że "Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego był reklamowany hasłem: "Prawda? Nie ma takiej". - Wojtek jest nihilistą. Ja nie. Więc prawda istnieje? - Prawda to jedyne, co istnieje. Fikcję, kłam